Właśnie wróciliśmy z drugiego szczepienia.
Kiedy szczepiliśmy go po raz pierwszy, Zwierzak płakał tylko przy wkłuciach, i szybko uspokoił się przy piersi. Dzisiaj, płakał już na całego, a na cyca, którego trzymałam w pogotowiu, nawet nie spojrzał. Wyciszył się dopiero w drodze do domu, a teraz śpi zmęczony i popłakuje sobie przez sen.
Biedactwo moje... Mamusia będzie tulić przez cały dzień. I noc.
Czy Wy też czujecie taki wewnętrzny sprzeciw, kiedy musicie zaszczepić dziecko?
Nie chodzi mi o wkłucia, bo o nich maleństwo szybko zapomni, ale o ogólną ich zbędność i strach przed ewentualnymi powikłaniami? Ja najchętniej nie szczepiłabym wcale, a już na pewno nie tymi skojarzeniowymi, które niestety, są tutaj obowiązkowe. Ech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz